Oficjalna Strona Zespołu Funkenstein
Funkenstein był polską kapelą thrash-funkową z miasta świetnej wieży – Częstochowy.
Zespół został założony pod koniec lat 90. XX wieku przez wybitnego młodego gitarzystę Łukasza “Vika” Rawickiego. Na samym początku pełna nazwa zespołu brzmiała Dr Funkenstein, zapożyczono ją uprzejmie z utworu Georga Clintona o tym właśnie tytule. Gitarzysta i zarazem lider formacji na wstępie zaprosił do współpracy swoich dwóch dobrych kolegów: basistę klangowego Macieja Janickiego oraz mocnego perkusistę Marcina “Szancera” Szarka. Maciek był pod wpływem funkowych akrobacji na basie w stylu Klang i Slap, w ten sposób nadawał swoją linią basu znane charakterystyczne brzmienie. Pałkarz Szancer, znany także jako Szansa, preferował raczej ostrzejsze brzmienia, choć także niepozbawione akrobacji, stylem jednak bliższe muzyce nu-metalowej i hard-corowej. Lider Funkenstein’a, Viku wyróżniał się już wtedy niebywale szerokim wachlarzem brzmień gitary elektrycznej, jak przystało na wielkiego fana takich ikon muzyki jak: Steve Vai, Joe Satriani czy gitarzyści kultowej formacji Metallica, a do smaku także jeszcze ze szczyptą wielu innych znanych i podziwianych gitarzystów międzynarodowej sceny jazzowej. Po pewnym czasie do tego już bardzo dobrze zmiksowanego Trio, dołączył Karski Piotr, grający wcześniej w Prymityw Ate i nieprzerwanie tworzący figle muzyczne w Nowych Meblach. Tym razem zajął się on tylko i wyłącznie dodaniem głosu i treści dla Fanków, po tym jak skutecznie i śpiewająco zaliczył przesłuchanie selekcyjne dając popis z coverem RHCP “Give it Away”.
Zespół w czasie swojej Pierwszej Odsłony Milenijnej stworzył ponad tuzin autorkich kompozycji, które wypełniają dwa albumy nagrane amatorsko ku pamięci. Pierwszy z nich to rozszerzone EP pt.: “Osiem” – studyjne nagranie typu Demo Live na Setkę. Drugim z kolei pełnogrającym albumem LP był “Wojewódzki Punkt Unasienniania Świstaków”, na którym znalazły się utwory nagrane delikatnie amatorsko, jeśli chodzi o brzmienie – choć owe kompozycje w większości były nieodłączną częścią koncertowego repertuaru Fanków. Ponadto nasi zacni Panowie grali kilka coverów, które wykonywali jedynie na koncertach, ku uciesze publiczności. Funkenstein prowadził także politykę otwartej próbowni, to znaczy, że każdy mógł wpaść do nich posłuchać na żywo, w czasie kiedy, tak po prostu sobie ćwiczyli przed koncertami, tudzież szlifowali nowy materiał grający. Teksty oraz głos wydobywający się z Karskiego, na pierwszy rzut ucha, nie mają zbyt wielkiego przesłania; On nie naucza, nie gniewa się, nic nie ukrywa, bo zazwyczaj opowiada własne historie, które dodają płaszczyznę czasoprzestrzeni i wizji poza lokalnej, do odjechanego klimatu Thrash Fankowych RockMajstrów. Bez dwóch zdań tutaj bardziej liczy się delficka ergonomia oraz mocno aktorska, wyjątkowo osobista deklaracja własnych myśli Wokalizera, będącego Głosem Funkenstein’a.
Dalsze dzieje, czyli było póżniej:
Funkenstein został przelotnie reaktywowany po mniej więcej 12 latach – co było niebywałym wyczynem, aby w niezmienionym składzie wszyscy razem, po latach włóczęgi po Europie, znowu poczuli bakcyla Rock’n’Rolla. (Jak mówi stare przysłowie; problem w tym, cały w tym ambaras, aby dwoje chciało naraz, a co dopiero czworo takich indywidualistów.) W ciągu pierwszych kilku miesięcy powstało kilka zupełnie nowych numerów, jednocześnie Funkenstein odświeżył brzmieniowo i aranżacyjnie Stare Dobre Kompozycje. Śmiały się Fanki, że grają covery fajnej kapeli sprzed lat. Ale jak to było, tak naprawdę zanim znowu się zaczęło? Otóż z perspektywy autora tej biografii, to było tak: (2011.11.18 – z osobistego pamiętnika Głosu Fanków) Pewnego mało pracowitego listopadowego wieczoru około 21-szej, (tego wieczoru trzeźwy, jak i większość wieczorów) dostałem telefon od Łukasza i oto co następuje: – Cześć, co robisz? – Oglądam serial po robocie… A co tam u Ciebie? – Bo wiesz, jesteśmy na próbie z Funkensteinem… – chwila milczenia, jeden czeka na reakcję, a drugi myśli jak zareagować, tym bardziej, że pół roku wcześniej się widzieli i mowa była o tym, że nie ma bata, nie ma opcji, no way baby, nigdy już na żadne granie kiedykolwiek. – No nie pier#%l… Poważnie? Ale jak to? – Jesteśmy na drugiej próbie teraz; Maciek, Szancer i Ja – mówi Viku i kontynuuje – Nie Chcieliśmy wcześniej Ci nic mówić, bo nie wiedzieliśmy czy to się uda, ale zagraliśmy „Dziurę na Czole” i jest czad! Może chciałbyś, kiedyś wpaść do nas i spróbować zaśpiewać coś? – No co ty? Wkręcasz mnie… No jafka pefka!!! – (następuje ocenzurowana egzaltacja zadowolenia w wykładni głosowej) – A gdzie jesteście? – Tu i tu… Ale gramy jeszcze może z godzinkę… – Czekajcie już wskakuję w auto, będę za 18 minut! (koniec cytatu…)
Już po pierwszym spotkaniu wiadomo było, że każdemu z nas na maxa tego brakowało. Kochamy swoje żony i kochamy swoje dzieci, lubimy nawet swoje czyny zawodowe, ale czy nie lepiej, zamiast chadzać do baru na pierdoły, czy słuchać obcych mp3, czyż nie dużo lepiej grać Swoją muzę z perspektywą życia tylko dla niej i wracania po trasie koncertowej do ciepłego domu i rodzinki? Jasne, że tak! Funkenstein – odzyskał tą samą energię co przed 12 laty, gdzieniegdzie niektórym co nieco tu i ówdzie ubyło, a gdzie indziej może i nawet ciut przybyło, nie mniej jednak, na próbach i koncertach, tak naprawdę nic się nie zmieniło. Wciąż byli zgraną paczką przyjaciół, odjechaną grupą wzajemnej adoracji, a co najważniejsze, dalej kipieli pozytywną i mocną dawką dobrej energii, która płyneła bezpośrednio z ich po wsze czasy młodych serc i dusz. Biografia, żywot i karty historii Fanków wypełniły się na nowo, słuchacie nas, bawcie się z nami, poczujcie na tego Rock’n’Rolla (choć niby umawialiśmy się teraz na metal) 🤘
Post Scriptum:
W związku z Emigracją Ekonomiczną Wokalisty, Funkenstein ver.2.0 zawiesza swoją działalność do odwołania. Jednakże udało nam się jeszcze nagrać 8siem nowych utworów, którę będą wkrótce dostępne publicznie, Dziękujemy Wam Kochani za wspaniałe chwile spędzone razem, jekeśmy tośmy Mordy nieźle wszyscy Darli… Wielki Szacuneczek urodziwym Ziomalkom oraz czcigodnym Ziomalom z planety Ziemia… Zespół Funkenstein, Na zdrowie 🍻